Bitwa miała się już ku końcowi. Robiło się coraz ciszej i później. Oddziały króla Ridgarda wycinały wrogów, nie dając im choć na moment wytchnienia. Król otoczony najznamienitszymi rycerzami dostał się na tyły nielicznej teraz armii wroga i wraz z towarzyszącymi mu wojownikami począł rozbrajać machiny oblężnicze, które nie ucierpiały w walce, i które można było przetransportować na zamek. Zaś te, które nie nadawały się do użytku czekał płomień.
- To był dla nas dobry dzień, Królu – powiedział jeden z rycerzy sięgając po pochodnie przy siodle wierzchowca. Zapalił ją i cisnął w obłożony słomą taran.
- Tak. Pan nie odwrócił się od nas i tym razem. Jedźcie zebrać ludzi. Zaraz do was dołączę.
Ridgard powiedziawszy to podłożył ogień pod ostatnią zniszczoną katapultę. Towarzysze dosiedli konie i po chwili rozpłynęli się w kłębach dymu i żarzących się źdźbeł słomy, które leniwie falowały w powietrzu. Bitwa zakończona pomyślnie napełniła króla dumą. Stał wpatrzony w horyzont. Powietrze przepełniał smród dymu zmieszany z wieczornym, wilgotnym i chłodnym powietrzem. Nagle zza pleców dobiegł go hałas. Mężczyzna od razu chwycił miecz, obszedł zajętą ogniem machinę i ruszył pewnym krokiem w stronę dźwięku. Nagle z krzaków, tuż przed mężczyznę wyskoczył rozjuszony warchlak. Zwierze ominąwszy przeszkodę pobiegło do lasu. Król chowając oręż do pochwy podszedł do konia. Miał już na niego wsiąść, gdy kątem oka dostrzegł sylwetkę, która jak spod ziemi wyrosła obok niego. Był to berserker wrogich zastępów. Najsilniejszy wojownik ze wszystkich. Jego chybotliwy ruch był tego dowodem. Nie jeden cios wyrył bruzdę na jego ciele, ale stał nadal na nogach i miał na tyle sił, by bez większych trudności poderwać ostrze w górę i zaatakować Ridgarda. Król odparował uderzenie, lecz nie zdołał utrzymać równowagi. Jeden cios poranionego berserka zachwiał nim tak, że musiał odskoczyć w tył i odzyskać równowagę. Wróg wyprowadził następny atak, który tym razem nie był skuteczny. Ridgard odskoczył w bok po czym natychmiast zaatakował. Choć ostrze dosięgło wroga, raniąc go w udo, wydawało się, że nie wyrządziło mu to wielkiej krzywdy. Nadal atakował zaciekle i agresywnie. Swoim mieczem roztrzaskał na wpół spaloną już katapultę. Gdyby Ridgard nie zrobił uniku, ostrze zamiast skruszyć drewniany bal, rozgruchotałoby jego czaszkę. Berserker nagle niezgrabnie skoczył w mrok, zostawiając króla samego. Ten rzucił się do ucieczki. Szybko dosiadł konia i już miał popędzić w bezpieczne miejsce, gdy nagle poczuł przeszywający ból i gorąc. Palący się jeszcze, drewniany, zakończony ostrymi krawędziami pal, przebił tors Ridgarda na wylot. Mężczyzna zwinął się z bólu i spadł z konia. W jednej chwili obok niego znowu pojawił się berserk. Miał popalone szaty jak i ręce. Powoli podszedł do leżącego na boku Ridgarda i z całych sił rąbnął mieczem w drewniany pal, skracając go tak, by jego ofiara mogła przewrócić się na plecy. Biedak krztusił się krwią. Nie walczył z obecną chwilą. Berserk przyłożył czubek miecza do lewej piersi nieszczęśnika, nachylił się nad nim i całym swoim ciężarem naparł na rękojeść. Miecz wbił się w ciało gruchocząc żebra i miażdżąc serce. Ridgard wyzionął ducha. Berserker wytarł miecz o szaty nieboraka i oddalił się.