KARCZMA VALARANY(RAVENA777)OPOWIEŚCI

DeletedUser1841

Guest
Zmęczona niekończącą się wędrówką przez nieznane, niegościnne tereny Kargundzkiej krainy, Malorana zobaczyła w oddali miasto. Odetchnęła z ulgą bolesnym, bo mroźnym powietrzem. Przyspieszyła kroku już myśląc o gorącym kuflu grzanego piwa.
"Karczmy to najciekawsze miejsca na ziemi. Można się tam dowiedzieć dosłownie wszystkiego , lecz oczywiście za odpowiednią opłatą. Komfort kwaterunku nie jest najlepszy , ale...zawsze to lepsze niż spanie pod gołym niebem" - stwierdziła.
Dotarła wreszcie do miejsca, gdzie słychać było muzykę, pijacki śmiech, krzyki i ogólny gwar. Otworzyła kute grube drzwi. Buchnęło w nią przyjemne gorąco.
"O tak"- pomyślała. "To jest to co teraz najbardziej potrzebuję". Zamówiła grzaniec, wybrała najciemniejszy kąt i słuchała tego kojącego szumu ludzkich głosów. Czekała, aż przyjdzie przeze nią oczekiwany gość. Cała jej przyszłość zależała od tego człowieka... Na wpół przytomna ze zmęczenia, sącząc swój grzaniec usłyszała śmiech dochodzący z drugiej części sali... Był to śmiech nieprzyjemny, gardłowy. Aż się wzdrygnęła na myśl jak niebezpieczne czasami jest towarzystwo w takich miejscach. A osobnik , z którym miała się spotkać wcale do łagodnych i bezpiecznych nie należał. Bać się nie bała, bo wiedziała, że jest mu potrzebna tak samo jak on jej. Ze zniecierpliwieniem zerkała co rusz na drzwi karczmy. "No przecież musiał zaznaczyć, że nie będzie się tak łatwo dostosowywał."- skrzywiła się ironicznie. Po drugim kuflu grzańca i po po raz setnym upewnieniu się, że zawartość sakwy, z którą podróżowała jest nienaruszona, odprężona zapadła w krótką drzemkę.

Obudziło ją szturchnięcie w ramię. Odruchowo ścisnęła zawiniątko. Reagowała prawidłowo na ewentualne zagrożenie , więc wiedziała, że grzaniec i ciepło nie otumaniły jej tak bardzo jak można było się tego spodziewać.
- Niebezpiecznie jest tak zasypiać zwłaszcza w takim miejscu pani- syknął za plecami jakiś głos.
Odwróciła gwałtownie głowę, by zobaczyć intruza. I zobaczyła... To właśnie ten człowiek był tym ,który miał jej pomóc na polecenie mentora Warena. Nikt inny jak słynny Radwan z Czarnobrodu. Mężczyzna był wielki , bo około 180 centymetrów. Czarne włosy. Stalowe oczy, mocny zarys szczęki. Groźne, nieprzyjazne spojrzenie. I wielka blizna biegnąca od policzka aż po skroń. Niebezpieczny mężczyzna z niebezpiecznym życiem.
Obszedł krzesło , na którym siedziała i usiadł naprzeciwko wciąż ją obserwując. Ani myślała spuszczać wzrok.
- Przyszedłem najszybciej jak się dało- odezwał się po chwili- Wiem , że sprawa jest delikatna. Masz go?...
Rozwinęła zawiniątko. Ich oczom ukazał się mały przedmiot. Jajo...smoka.
-Do kogo należy- zapytał ostro
-Do mnie i do nikogo innego. - odpowiedziała tym samym tonem - To ja przy niej byłam jak zdychała.. Oddała swoje dziecko mi! Nie pozwolę go skrzywdzić. Nikomu.
- Spokojnie, spokojnie. Nie unoś się. Rozumiem, że się przywiązałaś do smoczycy. Pomogę Ci pani, ale masz się mnie we wszystkim słuchać. Rozumiesz?
- Tak.- wiedziała, że sama sobie nie da rady , więc wyjścia specjalnego nie miała.
- Teraz wyjdziemy stąd niepostrzeżenie. Mam bezpieczną kryjówkę. Przenocujemy tam i ruszymy do Ascanii. Jest to miasto smoków. Tam będziemy już bezpieczni.
Odetchnęła z ulgą. W spokoju będzie mogła się opiekować jajkiem i zaraz smoczątkiem. Drgnęła niespokojnie.
- Zdążymy przed wykluciem?
-Powinniśmy. Jednak zbyt dużo osób poluje teraz na smoki w tych rejonach , by przewidzieć dokładnie czy się uda na czas dotrzeć na miejsce.
Westchnęła z irytacją. To będzie ciężka podróż.
***
Tuż przed wschodem słońca, spokojne dotąd konie zaczęły delikatnie postukiwać kopytami w kamienną podłogę stajni i strzyc uszami. Po chwili prawie bezszelestnie uchyliły się wielkie drewniane drzwi wejściowe. Tumany targanego wichrem kurzu sprawiły, że postać, która nawet w pełnym świetle nie wyglądała przyjaźnie, teraz w bladym świetle była iście diabelska. Tylko jeden koń do którego zbliżała się postać stał wyprostowany i cichy. Mogłoby się wydawać, że w jakiś swój zwierzęcy sposób cieszy się na widok postaci.
-Jak Ci się spało kochanie?- Zapytał pieszczotliwie Radwan, którego głos zdecydowanie nie pasował do wypowiadanych słów.- Czeka nas długa droga... Powiedział bardziej do siebie niż do konia, który jednak zastrzygł uszami jak gdyby wszystko dobrze rozumiał. Gdy Faza, bo tak nazywał się jego koń, była już oporządzona, z siodłem na grzbiecie i dużymi jukami doń przytroczonymi, Radwan usiadł i zaczął z cicha nucić jakąś wojenną pieśń. Pieśń, która wychwalała czyny jakiegoś niezmordowanego woja i opisywała wielkość tęsknoty rycerzy za pięknymi białogłowami, które zostały w kasztelach i zamkach. Czekał już dość długo a czekać nie lubił.
-Kobiety...- Mruknął, kiedy usłyszał chrzęst żwiru na zewnątrz. Wstał, otrzepał spodnie ze słomy, przyjął poważną minę i spojrzał w kierunku dziewczyny.


Przespawszy w karczmie calusieńką noc, w czystej i miękkiej pościeli, dziewczyna czuła się jak nowo narodzona. Jednak wiedziała, że nie ma czasu na wylegiwanie się w łożu. Szybko naciągnęła na siebie podróżne ubranie. Wyszła na zewnątrz i aż się wzdrygnęła z zimna. Wiał mocny, wiatr, kurz i piach wdzierały się do nozdrzy. Szczelniej się opatuliła płaszczem, chustę ciaśniej owinęła wokół twarzy. Radwan- jej opiekun i przewodnik- już osiodłał swego konia. W życiu nie widziała tak dobranej pary. "To jakby dwie noce zetknęły się ze sobą" - pomyślała. Podeszła do swojej Mistic. Była to łagodna, szybka i wytrzymała klacz. Pogłaskawszy ją po nozdrzach i dając zabrany z kuchni przysmak, wsiadła na siodło. Ze spokojem czekały: ona i jej koń na znak wymarszu.
***
Przejechali kilkanaście mil i zatrzymali konie na krótki postój. Rozłożyli derki na trawie i zaczęli się w milczeniu posilać. Patrzyła na towarzysza podróży i zastanawiała się co skłoniło go do pomocy . "Przecież nie obietnica parudziesięciu sztuk złota ( tyle zaoferował mu mentor Waren)". Nie wyglądał na człowieka potrzebującego pieniędzy. "Ale co ja o nim wiem. Pozory bardzo często mylą".
Po posiłku znów ruszyli. Konie były w miarę wypoczęte wiec raźnie galopowały. O północy mieli dotrzeć do Taremnu i tam przenocować oraz zaopatrzyć się na dalszą podróż. Szczelniej opatuliła się i zasłoniła twarz od przejmującego wiatru. Mimo podbijanego futrem płaszcza podróżnego cała dygotała z zimna. "Już niedługo znów położę się do ciepłego łoża".
***
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser1841

Guest
Gospodarz okazał się bardzo miłym człowiekiem. Bez problemu przygotował dla nich dwa pokoje , ciepłą kąpiel i posiłek. Po ablucjach i wieczerzy, którą zjedli na dole w najodleglejszym i najciemniejszym kącie gospody , Radwan spojrzał na dziewczynę i się odezwał:
- Pani , być może będzie tak, że dodatkowo trzeba będzie wynająć grupę najemników do ochrony jaja. Oczywiście oni nie będą świadomi tego co mają naprawdę chronić więc bez obaw. Będą myśleli, że ich zadanie to chronienie nas. Musimy zdać się na kogoś z zewnątrz, gdyż nie znam dobrze tych terenów.
-A jak im zapłacimy? Zakon nie ma już środków by finansować kolejnych ludzi.
- Podzielę się z nimi swoją nagrodą – mruknął niecierpliwie.

Spojrzała na niego jeszcze raz. Uważniej. "Co się naprawdę kryje za jego pomocą? Czym się kieruje? Na pieniądzach mu nie zależy wiec na czym?" Obiecała sobie, że się tego jak najszybciej dowie. I nawet wiedziała już jak to przeprowadzić.
- Ty panie decydujesz. Twoje pieniądze. Mi zależy tylko na bezpieczeństwie jaja.
- Zrobimy co w naszej mocy. Dobranoc. Zamknij drzwi od środka. Tak na wszelki wypadek. Jakby co to krzycz. Mam lekki sen.
- Dobrze. Zrobię jak zechcesz.
Pomyślała sobie, że lekki sen to przydatna umiejętność.
Wiedziona podejrzliwością przy pakowaniu juków na dalszą wyprawę wlała Radwanowi "serum prawdy"do jego manierki. Dostała tą miksturę od swojej babki zielarki. Tylko ona wiedziała co w niej jest. W każdym razie jej specyfiki zawsze działały. Miał ten płyn jednak jedną wadę. Działał z kilkugodzinnym opóźnieniem . Ale nie martwiła się tym. Do wieczora będą w bezpiecznej gospodzie. Wtedy dowie się prawdy.
***

Wyruszyli z samego rana. Kątem oka patrzyła jak ładuje juki na konia. "Oby się udało. Dziś wieczór będzie śpiewał".
-Co tak na mnie patrzysz pani?
Szybko się odwróciłam. Bezmyślne gapienie może obudzić w nim podejrzenia. Lepiej tego unikać.
- Gdzie się zatrzymamy?
- W małej osadzie. Cirgards. Ludzie tam są z reguły spokojni. Tam może znajdziemy najemników.
- Wspaniale. Ruszajmy!
Po drodze zatrzymaliśmy się tylko raz na postój. Zgodnie z przewidywaniami Radwan bez zmrużenia oka wypił miksturę. Odetchnęła z ulgą. Nie mogła się doczekać wieczora.


"Co ona kombinuje?. Ta dziewczyna jest jakaś dziwna. W ogóle to jej zainteresowanie smokami. Jak ona chce takie wychować? Jak sobie to wyobraża? Sama? Spłonie przy pierwszej okazji. No o ile oczywiście wcześniej jej nie zabiją. Jej i jej smoka. Eh..kobiety. Same z nimi problemy. Ale co mnie to interesuje? Słowa swojego dotrzymam. Odprowadzę ją do osady gdzie będzie w miarę bezpieczna. A co dalej to już nie moja sprawa. Ale...muszę stwierdzić , że odważna z niej osóbka. Nie przestraszył jej mój wygląd, postura...Nie jeden mąż drżał na mój widok. No cóż. Życzę jej szczęścia. Mam nadzieję, Że je odnajdzie".
Na takim rozmyślaniu zleciała Radwanowi podróż. Dziewczyna ani razu nie narzekała na zbyt długą jazdę, niewygody, zmęczenie. "Widać naprawdę zależy jej na tym , by dotrzeć do Ascanii" - pomyślał jeszcze z podziwem.
- Widać już miasteczko. Zatrzymamy się w gospodzie. Potem poszukam odpowiednich ludzi. Ty pani oczywiście zostaniesz. - Krzyknął do dziewczyny.
- Oczywiście.


-Tu Cię pani zostawiam. Niestety na wieczerzy nie zostanę. Muszę wypytać o najemników. Wrócę jednak rano.
- Nie lepiej najpierw ogrzać się? Cały dzień panie spędziłeś w podróży..
- Nie wiedziałem, że cokolwiek Cię obchodzę pani.
- Zależy mi na bezpieczeństwie osoby, która chroni moje jajo. Coraz częściej czuję jak się rusza. Niedługo wyklucie. Pragnę jego bezpieczeństwa i spokoju. Ty panie obiecałeś mu to zapewnić. Jasne, że mnie obchodzisz.
- Nie jest to może wyznanie na jakie liczyłby mężczyzna ale dobre i to – odparł ironicznie - Nie ma to jak docenienie użyteczności przez kobietę.
- Ja mówię całkiem poważnie panie. Nie śmiej się ze mnie – ze złością i urazą odparła dziewczyna.
- Dobrze już dobrze. Rozumiem Cię pani doskonale. Dobranoc.
***
Zawiedziona, że plan spalił na panewce, zjadła pyszną kolację, wzięła długą odprężającą kąpiel i zamknąwszy dębowe mocne drzwi pokoju na drewnianą sztabę położyła się na miękkim łożu i zapadła w głęboki sen.
***
Tymczasem Radwan dowiedziawszy się uprzednio gdzie może znaleźć odpowiednich ludzi wyruszył na ich poszukiwanie. Przez całą drogę rozmyślał o dziewczynie. Jeśli miałby być ze sobą szczery to musiał przyznać, że coraz bardziej mu się podobała. Szczera, odważna, piękna , troskliwa i opiekuńcza. Uparta to fakt. Ale to też w jakimś stopniu zaleta. Da sobie radę. Może w innym życiu starałby się o jej rękę. Jednak nie może zmienić przeszłości. To niemożliwe. Wiecznie będzie uciekać. Bo za nim kroczy śmierć i cierpienie. A przed nim? Niepewna przyszłość, wieczne oglądanie się za siebie.
" Ależ mnie wzięło na zwierzenia"- zreflektował się - "Dobrze, że dziewczyny nie ma , bo jeszcze mógłbym jej się wygadać. I już by mi nie ufała. A może nawet czułaby do mnie wstręt. Ale czy kiedykolwiek zależało mi na czyimś uznaniu? - prychnął zirytowany- "Będę się nagle przejmował tym co może o mnie pomyśleć jakaś niewiasta. Tego jeszcze nie było i nie będzie!"
***
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser1841

Guest
Dotarł wreszcie na miejsce wskazane przez karczmarza. "Miejsce niczego sobie" – pomyślał rozbawiony. Chata solidna choć jednak widoczne było piętno czasu. Drzwi standardowo dębowe. Ale to co zdziwiło Radwana to był brak okien. No ale nic mu do tego.
Załomotał w drzwi. Kilka sekund później wyszła z niego dosyć młoda dziewczyna. Nie miała zapewne jeszcze trzydziestu lat.
-Słucham pana w czym mogę pomóc? - zapytała miłym głosem.
- Szukam ludzi do ochrony. Polecono mi Was.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko zaczęła mu się bacznie przyglądać.
- Taaaak- odpowiedziała wolno- To jednak sporo kosztuje.
- Owszem zdaję sobie z tego sprawę. Mogę wejść? Zimno na dworze.
Dziewczyna obróciła się na pięcie a on wszedł za nią do dosyć ciemnego pomieszczenia.
W środku jednak okazało się ,że jest bardzo przytulnie. Drwa paliły się w kominku, garnek pysznej strawy na nim się gotował. Rozglądając się z ciekawością zauważył, że reszta ludzi, która była tu obecna również mu się przygląda bacznie i z zainteresowaniem.
Do wchodzących podszedł wysoki i chudy mężczyzna. Na oko miał również około trzydzieści lat.
- Kochanie kogo nam sprowadziłaś? - objął dziewczynę od tyłu i pocałował w usta.
- Ten miły jegomość ma do nas sprawę. Płatną sprawę.
- Zawsze są tacy panowie mile widziani w tym domu. Proszę spocząć i powiedzieć na czym by polegała ta sprawa.


Po niedługich pertraktacjach Radwan wrócił do gospody. Zadowolony, że tak szybko osiągnął zamierzony cel nawet nie zatrzymując się na posiłek , który troskliwa gospodyni odstawiła mu przy barze , poszedł do swojego pokoju spać.

***
Rano spotkali się na śniadaniu. Radwan już wcześniej szybko ich spakował. Także zaraz po posiłku od razu mieli wyruszyć w dalszą podróż. Wyszli z gospody. Tam już czekała grupa ludzi.
- Czy to właśnie oni?- zapytała cicho dziewczyna.
- Owszem . Pozwól sobie przedstawić najwspanialszą ekipę po tej stronie krainy.
Po kolei wskazywał dłonią a wskazani skłaniali głowę ciekawie przy tym się przyglądając dziewczynie.
- To jest Arvena zwana Szefową. Zarządza tą zgrają – mówiąc to puścił oko do wskazanej. Ta odwzajemniła się tym samym uśmiechając zalotnie.
- Obok niej widzisz Himitsu zwanego Dragonem. Jest Arveny mężem ku mojej rozpaczy- kontynuował ze zbolałą miną jednak z uśmiechem.
- Dalej widzimy Hardena zwanego Okruszkiem . Ciekawa nazwa dla takiego olbrzyma prawda?
- Następny to Wojner zwany Puszkiem. No i Jego wielka biała puma ponoć ze wschodniej Syberii zwana pieszczotliwie Mruczkiem. Ja bym się do tej bestii nawet nie zbliżył. Kolejny to Bantran inaczej Horda Krwawy wielki wojownik i jego gepard brrr już miałem z nim do czynienia na szczęście miał humor i mnie nie zjadł – skrzywił się ponuro.- Dalej mamy Hamona zwanego Gajowym I ostatni już ale nie mniej ważny to Vataron o ksywce Colander .
Gdy zabrzmiały ostatnie słowa Radwana dziewczyna podeszła do grupy i się odezwała:
- Dziękujemy Wam z towarzyszem za pomoc. Będziemy się czuli znacznie bezpieczniej.
- I tak nie mieliśmy nic lepszego do roboty a pieniądz zawsze się przyda. Przygoda może się również okazać całkiem interesująca - odezwała sie Szefowa. - Dla nas to całkiem miła odmiana. Od miesięcy szukamy jakiegoś intratnego zatrudnienia. Jesteście dla nas ratunkiem przed nudą.
- A więc miło mi Was poznać.
Po tej prezentacji wszyscy ruszyli w drogę. Gepard i puma jak dwa miłe kotki ruszyły przodem. Kompania radośnie gaworzyła. Nie spieszyli się teraz tak jak poprzednio. Teraz mieli czas pozwiedzać mijające krajobrazy. A było co podziwiać.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Do góry